3 lata później...
bo chciałem coś zmienić
wciąż nie kłamiąc co czuję
Chciałem poprawić jakość swego życia, swoich relacji z bliskimi, swojego zdrowia, zaangażować się społecznie, zacząłem więc od siebie. I wiecie co? Udało się, i jest lepiej. Po rzuceniu pracy w Poznaniu w której nie mogłem dłużej się godzić na wyładowywanie frustracji szefa na mnie, prawdopodobnie byłem świadkiem własnego wzrostu po-traumatycznego. Polepszyła mi się samoocena, samopoczucie, i nie było to chwilowe jak wcześniej. Z pomocą ukochanej rzuciłem papierosy, a co za tym idzie przestałem unikać konfrontacji bo byłem wręcz zmuszony nie uciekać na fajkę w stresowych sytuacjach.
Depresja daje się odczuć, jako pobite i zgnojone ego, jako niesmak egzystencji, a co gorsza - czasem zdaje się ona być tylko wierzchołkiem góry lodowej: traum i smutków, dopóki nie złapiemy byka za rogi i nie zaczniemy pracować nad sobą, jak i asertywnie nie dawać innym wchodzić sobie na głowę.
Pogoda ducha trwała mimo niespokojnych czasów w COVID, prywatnie trudnych chwil w rodzinie, czy trwających osobistych rozterek. Nie było łatwiej, wręcz przeciwnie, ale udawało mi się to wszystko przezwyciężyć wraz z pomocą najbliższych, gdy chcąc nie chcąc konfrontowałem się z rzeczywistością rozwiązując zaległe jak i bieżące problemy i trudności jak tylko byłem w stanie i miałem siły. Z kolei dotychczasowe niekoniecznie pożądane doświadczenia, przezornie nauczyły mnie jak sobie radzić z innymi bieżącymi zmaganiami.
Okazuje się jednak, że za każdym razem jestem tak samo zaskoczony jak bywałem wcześniej, w zwyczajnie niedorzecznych momentach. Bo nieraz topornie próbując zrozumieć absurdalną sytuację, zirytowany wybuchałem, próbując tak naprawdę dokonać niemożliwego. Na świecie zawsze była niesprawiedliwość którą możemy próbować zrozumieć - a zarazem pojęcie jej przyczyn nie przyniesie nam upragnionej sprawiedliwości. Na świecie zawsze bywały osoby z którymi trudniej nam się porozumieć, i nigdy nie poznamy się z każdym w zupełności. Nie powinniśmy też czuć się w obowiązku rozwiązywać problemy wszystkich ludzi których napotkamy na swojej drodze. Zdaje się, że próba dialogu w przypadkach gdy nie ma dwustronnej chęci, przypomina bardziej nachalność. Dlatego nie zawsze warto prostować absurdy a w szczególności te wykreowane, aby żyć w spokoju i poświęcić się sprawami realnie dla nas ważnymi. Warto ufać sobie, i swojej intuicji gdy czujemy dyskomfort, gdy czujemy - że coś jest nie tak.
...
Suma summarum, wychodzi na to że bycie kulturalnym i wyrozumiałym może doprowadzić do nerwicy, nader manier powinno się skonsultować z psychologiem, a jednak takie patowe absurdy wydają się być niewyczerpywalnym źródłem frustracji w życiu, ale i do inspiracji do odkrywania coraz to bardziej wyrafinowanych nowych form eufemizmów.
Tak, sztuka dialogu jest dla masochistów, a każdą moją porażkę Wam tutaj prezentuję: